Stephn King to niekwestionowany mistrz literatury popularnej. Nic dziwnego więc, że jego książki są tak chętnie przenoszone na duży ekran. Wśród propozycji filmowych wręcz możemy przebierać w kingowskich adaptacjach, które – trzeba przyznać to z ręką na sercu – nie zawsze zachwycają jakością. Co ciekawe jedna z najlepszych, czyli „Lśnienie” Kubricka, samemu Kingowi się nie podobała i do dziś pisarz nie ukrywa swojego żalu do nieżyjącego już reżysera, że tak pozmieniał jego historię. Istnieją jednak w dorobku pisarza książki, które jeszcze nie miały okazji zaistnieć na ekranie. A bezwarunkowo powinny! Które i dlaczego?
Mroczna Wieża
Nie pierwsi wpadliśmy na pomysł ekranizacji „Mrocznej Wieży”. Mówi się o niej tak naprawdę od długich lat. Niestety na gadaniu tylko się kończy. Prawa do jej adaptacji wciąż trafiają z rąk do rąk, nad jej reżyserią zastanawiają się kolejni twórcy, ostatecznie jednak całe przedsięwzięcie zawsze kończy się fiaskiem. Ekranizacja „Mrocznej Wieży” jest wielkim wyzwaniem. To obszerna, bardzo różnorodna i barwna saga, która łączy w swoich ramach całą masę gatunków – od westernu, poprzez horror i fantasy, aż po sensację, a nawet obyczajówkę. Postapokaliptyczne klimaty, niesamowite plenery, pełne napięcia przygody i charyzmatyczna postać ostatniego rewolwerowca są genialnym materiałem na film, a może nawet serial. Czy się go kiedyś doczekamy?
Regulatorzy
„Regulatorzy” nie należą do najlepszych książek Stephena Kinga. Mimo to prawdopodobnie świetnie sprawdziliby się na ekranie.
Ze względu na swój surrealizm i postmodernistyczny, a nawet komiksowy tygiel, realizacja przedstawionych tutaj wizji byłaby jednocześnie szalona i interesująca. W notce od wydawcy czytamy: „Do Wentworth wkracza przeznaczenie: przyjazną, senną ulicę Topolową pochłonie surrealistyczny koszmar, obracając ją w pustynię zniszczenia i desperacji. Nadchodzą siły zła, a wraz z nimi postacie i pojazdy z telewizyjnego serialu 'MotoGliny 2200', niosąc śmierć przerażonym mieszkańcom. Ci, którzy ocaleją, znajda się w innym świecie, gdzie wszystko, nawet najstraszniejsze, jest możliwe... Czy cierpiący na autyzm chłopiec, jego ciotka i starzejący się pisarz Johnny Marinville będą zdolni stawić czoło Regulatorom i ocalić Wentworth przed zagładą?”
Dziewczyna, która kochała Toma Gordona
Moda na minimalistyczne horrory wciąż trwa. Zaczęła się lata temu wraz z głośnym „Blair Witch Projekt” i jest kontynuowana do dziś, spełniając się w kolejnych częściach serii „Paranormal Activity” i wielu oszczędnych i niezależnych dreszczowcach prezentowanych na festiwalach (między innymi „In Fear”). „Dziewczyna, która kochała Toma Gordona” to świetny materiał na film właśnie w tym gatunku. Główną bohaterką tej historii jest dziewczyna, która zabłądziła w lesie, a jej przerażająca przygoda zamienia się w wielodniową tułaczkę. Las, szczególnie nocą, jest wyjątkowo straszy. Dobrze przynajmniej, że nasza mała bohaterka ma radyjko i może od czasu do czasu posłuchać transmisji z meczu ukochanych Red Soxów…
Dallas’63
Mówi się, że to jedna z lepszych książek Kinga ostatnich lat. Jej ekranizacja wydaje się więc wyłącznie kwestią czasu. Głównym bohaterem jest tu Jake Epping, nauczyciel języka angielskiego z niewielkiego miasteczka w stanie Maine. W jego zwykłym życiu przychodzi taki dzień, kiedy będzie miał okazję z pomocą tajemniczego portalu przenieść się do roku 1958. W związku z tym zostanie mu powierzona naprawdę ważna misja. Jego zadaniem będzie zapobiec zamachowi na prezydenta Kennedy’ego, który miał miejsce w Dallas w 1963 roku. Brzmi absurdalnie? Ale czyta się świetnie! Prócz wciągającej fabuły książka posiada niezwykłą atmosferę, a King wspina się na wyżyny umiejętnego snucia historii. Ta książka to prawdziwa magia! Film również mógłby zrobić furorę.
Joyland
Jedna z najnowszych powieści Stephena Kinga. Tym, co w niej najcenniejsze, jest niesamowita atmosfera lata i wakacji, która aż wylewa się z kart tej książki. Filmowa jest również jej sceneria – czyli lunapark skonstruowany w starym stylu, w którym pracuje główny bohater. Powieść umiejętnie łączy kilka wątków i tematów – jest zarazem historią o dorastaniu, opowieścią o pewnej zbrodni sprzed lat, a także zapisem pewnego romansu. Na moment zamienia się również w horror i sensację. Żonglerka ta wzbogacona wyjątkowo przyjaznym i barwnym klimatem z pewnością sprawdziłaby się na ekranie.
Wielki Marsz
Jedna z ulubionych powieści fanów Stephena Kinga. Aż dziw bierze, że do tej pory nie doczekała się adaptacji. A mogłaby przecież stać się całkiem słuszną alternatywą dla choćby „Igrzysk śmierci” czy „Niezgodnej”. Oto znajdujemy się w mrocznej przyszłości Stanów Zjednoczonych. Stu chłopców wyrusza w morderczy marsz, który zakończy się wraz z upadkiem przedostatniego z nich. Reguły marszu są bezlitosne. Wystarczy zwolnić, a można pożegnać się z życiem. Minimalistyczny, ale świetny pomysł, jest w stanie trzymać w napięciu aż do ostatniej strony. Czy dałby radę zrobić to samo także do ostatniej minuty seansu? Z pewnością.