Logo

Muzyka pop nie dla facetów?

Amerykański pop został niemalże w całości zdominowany przez kobiety. Gdy myślimy o najsłynniejszych gwiazdach muzyki popularnej, do głowy przychodzą nam wyłącznie piękne dziewczyny. Wystarczy wymienić: Katy Perry, Lady Gagę, Taylor Swift, Rihannę, Beyonce, Keshę, Miley Cyrus, Selenę Gomez, Britney Spears, Christinę Aguilerę czy Adele – to one biją rekordy popularności, to ich teledyski królują w telewizji i w sieci. Co prawda męskiemu odbiorcy raczej to nie przeszkadza. Wszak popowe księżniczki robią wszystko, by zaspokoić jego fantazje. Chętnie pokazują ciało, wiją się w ekstatycznych pozach, są hiperseksowne, hiperponętne i hiperzgrabne. Ten seksapil na sterydach podoba się także paniom. Te z kolei, oglądając programy muzyczne czy klipy na YouTube marzą, aby wyglądać jak prowokujące idolki. Gdzie w tym całym zniewieściałym systemie jest miejsce dla mężczyzny?

Muzyka pop nie dla facetów? Muzyka pop nie dla facetów?

W popie trudno o męskość. Wśród największych gwiazd tejże muzyki na plan pierwszy wysuwają się: Justin Bieber i One Dircetion, idole nastolatek, dorastających dziewcząt i chyba nikogo więcej (choć szczycą się GIGANTYCZNĄ popularnością). Męskość prezentowana przez tychże nieopierzonych gryzipiórków, właściwie trochę mężczyznom uwłacza. Bieber od początku kariery przypomina bardziej dziewczynkę niż chłopca, śpiewa z kolei tak słodko, że cukier zalepia nam uszy. Spójrzcie na jego nagrania z czerwonego dywanu – Bieber pręży się do kamer, robi miny, pozuje. Próżno tu szukać testosteronu.
Chociaż… Ostatnio pojawiają się pierwsze ryski na jego gładkim jak pupcia niemowlęcia wizerunku. Media rozpisują się o marihuanie, a nawet heroinie, nielegalnych wyścigach, jeździe po pijaku, bójkach. Ale czy to od razu dowody męskości? Na pierwszy rzut oka to taka Kesha ma większe jaja od drobnego Biebera.

Muzyka pop nie dla facetów? Muzyka pop nie dla facetów?

Chłopcy z One Direction – trzeba to przyznać - już bardziej przypominają mężczyzn. Przynajmniej z kształtów. Ekipa od castingów odwaliła kawał dobrej roboty, zbierając do kupy utalentowanych i umięśnionych chłopaków niczym z katalogu. Tyle że muzycznie… no właśnie, analizę ich twórczości zostawmy bez komentarza. Ostatnim bastionem męskiego popu pozostaje więc Justin Timberlake. To akurat twórca dojrzały.
Mimo że swoją karierę rozpoczynał jako tleniony młokos w boysbandzie, z czasem dojrzał, częstując nas dobrą, a nawet perfekcyjną muzyką dla mas. O jego niekwestionowanej męskości świadczy choćby piękna kobieta u boku. Timberlake jest mężem Jessiki Biel – aktorki dysponującej wyjątkowo pięknym, wyrzeźbionym ciałem i nienagannym seksapilem. Dobrze więc, że równy rok temu Timberlake zmusił się do muzycznego powrotu i nagrał pierwszy materiał od siedmiu lat. Bo co byśmy bez niego zrobili?

Jest jeszcze Bruno Mars. Sympatyczny facet z dwoma albumami na koncie i wyglądem niepokornego surfera. Z popem graniczy także muzyka Chrisa Browna czy Franka Oceana – to jednak nie tak oczywiste reprezentacje muzyki popularnej jak choćby twórczość Miley Cyrus czy Katy Perry. Ostatnio przebojem rynek muzyczny wziął Robin Thicke i zrobił to jak prawdziwy mężczyzna – przez środowiska feministyczne obrzucony przysłowiowym błotem, okrzyknięty seksistą roku, teraz mógłby stać się idolem facetów.
Arcypopularny teledysk nakręcony do „Blurred Lines” to chlubny przykład męskiego show – nie znajdziemy takiego krwistego kawałka ani w materiale od Justina Biebera, ani od One Direction. Męską reprezentację wspiera również Pharrell Williams, zataczając coraz szersze kręgi popularności i zdobywając coraz większą sympatię. Moglibyśmy dołączyć do tej ekipy Daft Punk. Tylko czy faceci w hełmach się liczą?

Muzyka pop nie dla facetów? Muzyka pop nie dla facetów?

W przewadze wciąż jednak są kobiety. Tymczasem historia muzyki popularnej pokazuje, że tron w tej dziedzinie może należeć właśnie do mężczyzny. Parę lat temu zasiadał na nim choćby Robbie Williams, teraz wszystko wskazuje na to, że najlepsze lata w karierze już za nim. Cokolwiek byśmy mu zarzucili, to na pewno nie zniewieścienie – nie z taką skłonnością do nałogów, tycia i zapuszczania kilkudniowego zarostu.
Patrząc jeszcze dalej wstecz, mamy Michaela Jaksona, wielką, potężną gwiazdę muzyki popularnej, którą mianem „króla” określa się nawet do dziś. Kontrowersje związane z jego postacią, niechlubne metamorfozy pod koniec życia i dziwaczne pomysły, nie zamażą ogromnego, uniwersalnego i wybitnego dorobku, który przez lata docierał do mas odbiorców niezależnie od płci, wieku i statusu społecznego.

Muzyka pop nie dla facetów? Muzyka pop nie dla facetów?

Kobiecy pop nadal ma Madonnę, męskiej jego odmianie wciąż brakuje tej klasy odpowiednika. Miejsce po Jacksonie wciąż jeszcze pozostaje puste. Jaki z tego wniosek? Czy muzyka popularna to wyłącznie kobieca działka, a faceci wolą parać się już tylko ostrym rockiem? Czy może kobiety w branży muzycznej tak mocno się rozepchały, że dla mężczyzn najzwyczajniej brakło miejsca? Tak czy siak, nie zaszkodziłoby więcej odmiany. Robin Thicke i elegancki Justin Timberlake to wciąż mało, by poskromić te baby.

Muzyka pop nie dla facetów? Muzyka pop nie dla facetów?
Muzyka pop nie dla facetów? Muzyka pop nie dla facetów? Muzyka pop nie dla facetów? Muzyka pop nie dla facetów? Muzyka pop nie dla facetów? Muzyka pop nie dla facetów? Muzyka pop nie dla facetów? Muzyka pop nie dla facetów?

2014-02-07 - D. Jędrzejewska

0

Komentarze do:
Muzyka pop nie dla facetów?

Podobne artykuły i galerie