Jessica Biel w tym roku skończyła trzydziestkę. To jedna z najlepiej wyglądających aktorek Hollywood. Kiedy tabloidy uwielbiają obnażać słabości gwiazd w postaci cellulitu na udach, czy nazbyt wydatnego brzuszka na plaży – u Jessiki nie ma się do czego przyczepić. Ma idealne ciało, ale nie tylko dzięki genom i restrykcyjnej diecie. Ona nad nim pracuje, stąd zarys mięśni i tak zwany kaloryfer na brzuchu. Wysportowana sylwetka sprawia, że nie zawsze najlepiej prezentuje się w delikatnych sukienkach i kobiecych kreacjach. Nie ma jednak sobie równych w kostiumie kąpielowym podczas meczu siatkówki plażowej, w krótkich spodenkach czy w jeansach.
Karierę zaczynała wcześnie. Kiedy była nastolatką, jej marzeniem było śpiewanie. Rodzice zapisali ją do szkoły muzycznej i dzięki temu udało jej się wziąć udział w paru musicalach. Dzisiaj jednak sama przyznaje, że role te otrzymała raczej dzięki urodzie niż talentowi. Obecnie śpiewa jedynie pod prysznicem.
Występy na scenie sprawiły, że szybko ją zauważono i wcześnie rozpoczęła karierę modelki. Jako 14-latko trafiła do serialu pt. „Siódme niebo” zrealizowanego przez słynnego producenta tasiemców i twórcę „Beverly Hills 902010” - Aarona Spellinga. Tutaj zagrała ułożoną nastolatkę, córkę pastora, grzeczną, rodzinną i… uprawiającą sport. Przez lata publika ją pokochała, a jej twarz (choć jeszcze nie nazwisko) była już rozpoznawana na całym świecie. Zerwano kontrakt z Jessiką po tym, jak rozebrała się do magazynu dla panów.
Dlaczego to zrobiła? Mówi, że już miała dosyć szufladkowania jej jako grzecznej nastolatki. To „Siódmemu niebu” zarzuca, że nie udało jej się dostać roli w „Americam Beauty” z Kevinem Spaceyem. Chcąc zmienić wizerunek, nie bała się ról odważnych. Przeważnie jednak angażowano ją do wysokobudżetowych, miałkich hitów, w tym horrorów. Jej pierwsze większe role, to: Erin w „Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną”, Lara w „Żyć szybko, umierać młodo”, Chloe w sensacyjnej „Komórce” czy Abigail w „Blade: Mroczna Trójca”. Pośród tych filmów warto wymienić „Elizabethtown” z Kirsten Dunst i Orlando Bloomem czy „Iluzjonistę” z Edwardem Nortonem. Biel musi być jednak ostrożna, by nie wpaść w pułapkę komedii romantycznych. Zagrała już w „Walentynkach”, „Sylwestrze w Nowym Jorku” czy „Państwo młodzi: Chuck i Larry”. Jedną z odważniejszych ról w jej karierze jest „Błękitny deszcz”, gdzie wcieliła się w rolę striptizerki.
Biel twierdzi, że uroda przeszkadza jej rozwinąć karierę. Producenci nie mają do niej zaufania, widząc jedynie wysportowane ciało i ładną twarz – nie mogąc dostrzec talentu. Jessica natomiast bardzo się stara. Wciąż marzy się jej dramatyczna rola z prawdziwego zdarzenia, tak zwana rola życia.
Być może niedługo jej marzenie się spełni. Jak na razie wiemy, ze będziemy mogli ją oglądać w thrillerze pt. „The Tall Man”, odświeżonej „Pamięci absolutnej” i filmie biograficznym „Hitchcock” z Anthonym Hopkinsem i Scarlett Johansson. Aktorka szykuje się również do występów w „Nailed” z Jakem Gyllenhaalem, dramacie o słynnym kompozytorze Vivaldim oraz w filmie sportowym pt. „Playing For Keeps” z Gerardem Butlerem i Umą Thurman.
Oprócz aktorstwa jej ogromną pasją jest oczywiście sport – co widać jak na dłoni, jeśli przyjrzymy się jej bicepsom. Przez sześć lat trenowała taniec i lekkoatletykę, od lat chodzi na siłownię, jeździ na rolkach, a czasem nawet kopie piłkę. Jest w nieustającej formie i na nieustającej diecie. W ramach odżywiania odrzuca sól, cukier i pieczywo, chętnie zajadając się warzywami, chudym mięsem, owocami i popijając wodą. Stara się zawsze jeść połowę posiłku, nigdy nie „upycha” się do końca. Każdy, kto zazdrości figury Jessice Biel, powinien to wiedzieć – piękna sylwetka nie jest darem od niebios, a efektem ciężkiej pracy. Biel natomiast czeka na inny dar z niebios - na jakąś świetną i naprawdę poważną rolę.