Daniel Craig jest już zmęczony rolą Jamesa Bonda. Nic dziwnego – jego bondowska przygoda trwa od kilku długich lat. Pierwszy raz w roli słynnego agenta pojawił się na ekranach w roku 2006 wraz z premierą rewolucyjnego w bondowskiej tradycji „Casino Royale”. Natomiast już wkrótce, bo 6 listopada wejdzie do kin kolejna część z cyklu pt. „Spectre”. Promując swój nowy film, Craig nieśmiało przebąkuje w mediach, że to już chyba koniec.
Dziennikarze podchwycili ten temat i teraz z upodobaniem przerzucają się nazwiskami kolejnych aktorów, którzy Craiga mogliby zastąpić. Kto ma najwyższe notowania?
Idris Elba
O kandydaturze Idrisa Elby mówiło się, zanim Craig zaczął mówić o swoim zmęczeniu. Pomysł ten wzbudził niemałe emocje, zahaczając niebezpiecznie o niezręczną dyskusję na temat rasizmu. Mimo wątpliwości, za występem Elby w roli agenta 007 przemawia wiele faktów – to Brytyjczyk z krwi i kości, dodatkowo – bardzo reprezentatywny, postawny i wysportowany. Aktor słynie z bystrości umysłu, dobrego poczucia humoru i klasy. Poza tym jest lubiany. Na koncie ma sporo brawurowych ról, w tym w serialu „Luther” czy hitów dużego ekranu (np. „Pacific Rim”), gdzie zawsze z wdziękiem popisuje się swoją charyzmą.
Damian Lewis
Ta kandydatura również niepozbawiona jest kontrowersyjnego zabarwienia – James Bond rudy i piegowaty? To się nie godzi! – twierdzą co poniektórzy. Warto wówczas wspomnieć, że Daniel Craig, zanim zadebiutował w roli agenta, także budził wątpliwości. Odstające uszy, charakterystyczna uroda, lekka krępość – te fizjonomiczne cechy radykalnie oddalały go przecież od typowo bondowskiego wizerunku kruczoczarnego mężczyzny jak z katalogu. Damian Lewis zyskał sławę przede wszystkim dzięki występowi w udanym serialu „Homeland”. To aktor nie tylko pełen klasy, ale również bardzo zdolny, świetnie sprawdzający się w dramatycznych scenach.
Henry Cavill
To dopiero byłaby historia! Henry Cavill, odtwórca jeden z najbardziej amerykańskich postaci, nagle miałby się stać wzorcowym Brytyjczykiem? Zaraz, zaraz… przecież on pochodzi z Wielkiej Brytanii! Czy zatem nic nie stoi na przeszkodzie, by Superman stał się Jamesem Bondem? Za Henrym Cavillem bez wątpienia przemawia aparycja, bardzo bondowska i klasyczna. Aktor dobrze czuje się w szpiegowskim płaszczyku, co udowodnił niedawno w filmie „Kryptonim U.N.C.L.E.”. Jego komiksowa filmografia wydaje się jednak przeszkodą nie do przeskoczenia.
Tom Hardy
Nikt chyba nie miałby pretensji do producentów, gdyby do roli Jamesa Bonda zaangażowali jednego z najbardziej lubianych, współczesnych aktorów – Toma Hardy’ego. Hardy to aktor wszechstronny, który z wdziękiem potrafi zagrać zarówno agenta, wojownika pustkowi, gangstera, komiksowego, złego bossa czy poczciwego druha. Świetnie realizuje się w scenach dramatycznych, jak i trudnych sekwencjach akcji. Czy jednak nie jest zbyt sławny, by można było tak po prostu odrzucić jego bogatą filmografię i zaakceptować, że od tej pory to on jest agentem 007? Wątpliwe.
Tom Hiddleston
Kolejny lubiany Brytyjczyk na liście. To aktor, który ma w sobie coś z gentlemana – rewelacyjnie prezentuje się w eleganckim, ekskluzywnym anturażu, świetnie wyglądałby w ręku z lampką Martini.
To również gwiazdor, który doskonale nadaje się do scen akcji, co udowodnił już w „Avengersach”, ale bliskie mu są również klimatyczne, skromniejsze produkcje („Tylko kochankowie przeżyją”, „Crimson Peak. Wzgórze krwi”). Hiddleston ze względu na swój barwny, ale klasyczny wizerunek, mógłby zrobić dobry pożytek z licencji na zabijanie.
David Beckham
Kandydatura Davida Beckhama wydaje się być jedynie mrzonką jego fanów. A jednak trudno się nie zgodzić, że z aparycji Beckham na Bonda nadałby się wręcz wzorowo (no może z wyjątkiem tych tatuaży). Póki co jednak trudno uwierzyć w jego aktorskie umiejętności. Wygląd owszem, ma znaczenie, ale żeby zostać Bondem, trzeba również umieć grać.
