Jak dobrze go znaliście, zanim został Peterem Quillem? No właśnie. Chris Pratt, owszem, miał kilka lat temu swoich odbiorców i nie wziął się totalnie znikąd. Niegdyś był gwiazdą głównie serialową. Wystąpił między innymi w: „Everwood”, „Życiu na fali”, aż wreszcie w „Parks en Recreation”, hicie komediowym z Amy Poehler. Pratt miał też swoje momenty na dużym ekranie. Tutaj można wymienić choćby „Wanted – Ścigany”, „Ślubne wojny”, „10 lat”, „Ilu miałaś facetów?”, „Moneyball”, „Jeszcze dłuższe zaręczyny” czy „Wykapany ojciec”. Lista jest długa, choć wcale nieimponująca – produkcje, w których Pratta widać było nieco dłużej niż przez chwilę, nie zdobyły przesadnej aprobaty publiki, zaś reszta to tylko epizody. Gdy zatem w sieci rozeszła się wieść, kto zagra główną rolę w „Strażnikach Galaktyki”, często pytano: „kim do cholery jest Chris Pratt?”
Googlując jego postać, również można było się zaskoczyć. Mąż Anny Faris od zawsze miał problemy z utrzymaniem dobrej sylwetki, tyjąc nawet do imponujących rozmiarów – szczególnie w obrębie brzucha. W sieci krążą jego plażowe fotki, na których nie trudno go pomylić z wielorybem. Jak więc taki zabawny „grubcio” został superbohaterem? Gdzie mięśnie? Gdzie żelazna klata? Prezencja? Filmowy urok?
Och, urok… tego Pratt od początku kariery miał całe pokłady. Stąd właśnie zaufanie twórców „Strażników”, którzy postawili jeden warunek – 30 kilogramów w dół i twarda tkanka mięśniowa. Udało się! Metamorfoza Pratta jest naprawdę imponująca.
„Strażnicy galaktyki” okazali się gigantycznym hitem. Twórcy marvelowskiej produkcji znaleźli nowy sposób na opowiadanie superbohaterskich przygód – postawili przede wszystkim na kierunek komediowy, ale korzystając pełnymi garściami z dość oldschoolowego dowcipu, a nie żenującej, współczesnej komedii amerykańskiej. Fantastyczna, kolorowa i fantazyjna oprawa, ciekawa, choć nieoczywista obsada, aż wreszcie ciekawy, bo szalony świat i dystans do siebie sprawiły, że niektórzy „Strażników” okrzyknęli najlepszym superbohaterskim filmem od lat. I to wcale nie żart! Film spodobał się nawet tym, którzy za adaptacjami komiksów nie przepadają.
Chris Pratt w „Strażnikach” dał z siebie wszystko. Nie tylko udowodnił, że jest przystojny i gdy zechce – może mieć imponującą prezencję, ale że posiada urok osobisty na miarę Roberta Downeya Jr.
Rola komiksowego sowizdrzała okazała się strzałem w dziesiątkę, a sam aktor z miejsca stał się jednym z najpopularniejszych i najbardziej lubianych gwiazd Hollywood. Kolejne filmowe osiągnięcia ugruntowały jego pozycję – dzisiaj wiadomo, że nie jest on tylko gwiazdą jednego filmu czy sezonu.
Niedługo po występie w „Strażnikach galaktyki” Pratt miał okazję zagrać w kolejnym hicie wielkiego ekranu – tym razem mowa o „Jurassic World”. Krytycy być może mają do tego filmu swoje zastrzeżenia, a widzowie także nie są jednogłośni.
Nie przeszkodziło to jednak zarobić filmowi grubych pieniędzy i wskoczyć aż na czwarte miejsce najbardziej dochodowych produkcji wszech czasów. Kontynuacja cyklu o dinozaurach nie zdołała prześcignąć tylko „Avengersów”, „Titanica” i „Avatara”. Kluczem do sukcesu okazał się nośny temat, czyli widowiskowe i niszczycielskie gady, a także postać Pratta, którego publika postanowiła sobie ukochać.
Co dalej? W jakim kierunku pójdzie kariera 35-letniego aktora? Na horyzoncie same sukcesy. Przed nim kolejne trzy potencjalnie hitowe produkcje: komiksowy "Cowboy Ninja Viking", interesujący remake „Siedmiu wspaniałych” oraz „Passengers”, przygodowo-romansowy film science-fiction, w którym Pratt wystąpi obok ulubienicy Hollywood – Jennifer Lawrence. O ostatnim w wymienionych filmów mówi się nie tylko jako o historii, w której zakochają się widzowie, ale i jako o potencjalnym, oscarowym pewniaku. Zestawienie Lawrecne i Pratta wydaje się też szczególnie trafne – może się bowiem okazać, że będziemy świadkiem narodzin jednej z sympatyczniejszych filmowych par współczesnego Hollywood. Czekamy z niecierpliwością! I chcemy Pratta jeszcze więcej!
